Recenzja gry Pro Evolution Soccer 2016

To niespotykana sytuacja gdy firma, która jest w poważnym kryzysie, w jednym miesiącu wydaje dwie doskonałe gry, z miejsca nie dając szansy konkurencji. Nikt nie miał wątpliwości, że Metal Gear Solid V okaże się hitem, ale że najnowsza odsłona Pro Evolution Soccer w końcu dogoni konkurencyjną serię od EA Sports, mogło być dla wielu zaskoczeniem. W końcu Japończycy poznali prawdziwą siłą piłki nożnej. 

Z serią Pro Evolution Soccer nie miałem do czynienia od wielu lat. Ostatnia odsłona serii z którą zostałem na dłużej, pamięta jeszcze czasy polskiego komentarza oraz Maciej Żurawskiego w koszulce Celticu na okładce. Przez ten cały czas celowo pomijałem grę od Japończyków, uznając ją jako produkt o klasę niższą od w pełni licencjonowanej konkurencji. Już w pierwszych minutach obcowania z tegoroczną edycją byłem pozytywnie zaskoczony.

Okazało się, że zarówno interfejs, sterowanie jak i sam gameplay w niczym nie przypominają poprzednich, nieco topornych odsłon. W Pro Evolution Soccer 2016 jest wręcz przeciwnie, dzięki odświeżonemu menu ciężko jest się pogubić w gąszczu opcji, a „PES” oferuje nawet więcej od FIFA 16.

[efsthumbnail sdsd src=”https://serwis.projektkonsola.pl/wp-content/uploads/2015/10/pes-16-3.png”]

To za sprawą licencji na kilka prestiżowych turniejów, które Konami przez ostatnie lata podbierała EA Sports. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby Barceloną obronić tytuł najlepszej europejskiej drużyny, Sevillą po raz trzeci z rzędu wygrać Ligę Europejską, pomóc Corinthians sięgnąć po Copa Libertadores, poprowadzić Gambę Osakę do triumfu w AFC Champions League (Azjatycka Liga Mistrzów) czy wygrać Copa Sudamericana (południowoamerykański odpowiednik Ligi Europy).

Dodajmy do tego licencje na ligę hiszpańską, włoską, francuską, holenderską oraz kilka lig południowoamerykańskich i wyjdzie nam prosty wniosek, że tylko fani Premier League (brak licencji) oraz Bundesligi (brak ligi w ogóle), mają powody do narzekania. Każdy z turniejów został dopieszczony w najmniejszych detalach, nie tylko poprzez pojawianie się prawdziwych wprowadzeń czy hymnów rozgrywek, ale po wygraniu finału widzimy jak grawerowany jest puchar, a gdyby tego było mało, na bandach pojawiają się reklamy sponsorów danej imprezy. Konami pielęgnuje licencje i nie daje żadnego powodu, aby EA Sports w łatwy sposób im je odebrała.

Pro Evolution Soccer 2016 (7)

Najbardziej pokrzywdzeni mogą poczuć się fani ligi angielskiej oraz niemieckiej. Nie tylko poprzez brak licencji na rozgrywki czy krajowe puchary, ale także brak w pełni licencjonowanych drużyn. Z Anglii jedynie Manchester United posiada licencje, reszta musi zadowolić się fikcyjnymi nazwami oraz barwami. Można to zmienić poprzez dostępną opcję edycji, ale potrzeba na to sporo cierpliwości, bo każdy zespół trzeba zmieniać oddzielnie. Na PlayStation 4 i PC fani udostępnili gotowe pliki, na Xbox One niestety nie jest tak różowo i póki co trzeba działać na własną rękę. Na szczęście nazwiska i wygląd zawodników niczym nie różni się od tego co znamy z rzeczywistości. Jeżeli zaś chodzi o Bundesligę, to jedyną ekipą z Niemiec jest Bayern Monachium. Brakuje chociażby Bayeru Leverkusen, Schalke 04, Wolfsburga czy Borussi Dortmund, które przecież występują w europejskich pucharach. Próżno także szukać polskich reprezentantów, czyli Legii i Lecha.

I tu dochodzimy do pierwszej poważnej wady Pro Evolution Soccer 2016. Choć gra pojawiła się na rynku dwa tygodnie przed premierą FIFA 16, gracze nadal czekają na aktualizację składów, czy obiecane nowe stadiony czy drużyny. Brzmi to jak okrutny żart, ale w grze Konami możemy tylko pomarzyć o Martinezie w Atletico, Martialu w United czy Turanie w Barcelonie. Zupełnie zignorowano ostatnie letnie okno transferowe, więc we wszystkich trybach kariery musimy zadowolić się składami z lutego.

Japończycy na początku tego miesiąca wypuścili aktualizację do trybów multi, w tym dodano kilka nowych drużyn (Galatasaray) oraz stadionów, a identyczny update do trybów kariery zostanie wypuszczony dopiero pod koniec miesiąca. Ciężko zrozumieć tę decyzję, bo pomimo wielu ważnych licencji, „PES 2016” nie pozwala w pełni cieszyć się z grania, widząc jak w bramce Chelsea występuje Petr Cech czy w Juventusie każdy kolejny rzut wolny wykonuje Andrea Pirlo. Skoro EA Sports potrafiło uaktualnić składy do premiery gry, Konami również bez trudu powinno to zrobić.

Pro Evolution Soccer 2016 (13)

Pomimo tego bardzo dobrze bawiłem się w trybie kariery, gdzie zostałem pierwszym w historii Polakiem na ławce trenerskiej FC Barcelony. Nowe menu robi olbrzymie wrażenie i pomimo ogromu najróżniejszych opcji, które w niczym nie ustępują konkurencyjnej serii, łatwo się we wszystkim połapać. Jest intuicyjnie i przejrzyście, bez zbędnego efekciarstwa znanego z serii FIFA. Zresztą tryb kariery zawiera bardzo dużo różnych wydarzeń, które w FIFA 16 z trudem szukać. Mamy tu więc galę Złotej Piłki, przed losowaniem grup Ligi Mistrzów zostaje wybrany najlepszy piłkarz występujący w Europie, a gdyby tego było mało, gra oferuje także specjalne mecze dla zawodników, którzy kończą karierę. Jedynie meczów przedsezonowych brak, ale pewnie i te pewnie pojawią się w kolejnych odsłonach.

Skoro brak aktualnych transferów, to trzeba radzić sobie inaczej. W grze FIFA 16 EA Sports położyło nacisk na realizm okna transferowego, dzięki czemu Sergio Aguero nie będzie przechodził za każdym razem jedynie do Realu Madryt, a za Paula Pogbę zapłacimy 100 mln euro. Dlatego ciężko jest mi zrozumieć ekonomię w PES 2016. Budżet jest niemal nieograniczony, dlatego bez żadnych konsekwencji możemy być na minusie przez cały sezon, a zawodników ze ścisłego topu jak Jerome’a Boatenga, Raheema Sterlinga czy Garetha Bale’a kupimy lub sprzedamy za względnie niewielką cenę, oscylującą wokół 30-50 mln euro.

Dziwnym trafem nawet klubu nie dysponujące olbrzymim budżetem jak Athletic Bilbao czy Torino są w stanie kupować gwiazdy. Znacząco burzy to realizm całego piłkarskiego świata. Uproszczono także cały transferowy rynek względem konkurencyjnej serii i w łatwy sposób możemy zbić ustaloną cenę gracza lub spróbować zmniejszyć jego wynagrodzenie, a szanse na powodzenie zostają odzwierciedlone w procentach.

Pro Evolution Soccer 2016 (14)

I tu dochodzimy do tego co najważniejsze, czyli samej rozgrywki. „PES” zawsze stawiał na nieco bardziej taktyczne podejście niż seria „FIFA”, ale tym razem obie serie spotkały się w tym samym punkcie. PES 2016 nadrabia zachowaniem naszych piłkarzy, którzy chętnie podchodzą do podań czy wysuwają się na czyste pozycje, dzięki czemu w kilka sekund jesteśmy w stanie stworzyć groźną i efektowną sytuację podbramkową. Z drugiej strony FIFA 16 zwolniła tempo i nawet zawodnicy, którzy w rzeczywistości biegną szybciej z piłką niż bez niej, jak np. Leo Messi, łatwo można dogonić i odebrać im futbolówkę w starciu bark w bark. W tym roku łatwiej jest bezpośrednio ocenić obie gry pod względem czystej zabawy i oddaniu ducha prawdziwej gry w piłkę nożną. Gra Pro Evolution Soccer 16 wydaje się lepiej kopiować to co możemy oglądać na stadionach, dodatkowo lepiej odwzorowując fizykę futbolówki, która wydaje się osobnym, niezależnym bytem, na który trzeba cały czas uważać, bo piłka bardzo łatwo odkleja się od stóp piłkarzy. Skonstruowanie składnej akcji z pięknym golem to wyczyn, który daje sporo satysfakcji.

Poprawiono także zachowania bramkarzy, którzy tym razem nie wpuszczają takich baboli jak w poprzedniej edycji. Nadal do pełni szczęścia wiele brakuje, ale golkiperzy nie wypuszczają piłki z rąk czy nie podbijają jej w górę, nawet w sytuacjach gdy ta powinna lądować między ich ramionami. Największe problemy bramkarzom sprawiają strzały z dystansu, które wchodzą zbyt łatwo, ale lepszego sposobu na pokonanie bramkarza po prostu nie ma, bo obrońcy drużyny przeciwnej potrafią przewidzieć nasz kolejny ruch i ciężko jest wejść z przysłowiową piłką do bramki. W takich starciach widać, że Konami popracowało nad animacjami zawodników, dodając im ogrom nowych ruchów. Rzadko kiedy dochodzi do sytuacji, w których dwóch zawodników wbiega na siebie, zamiast tego próbują się minąć, często nawet podpierając się rękami murawy, aby tylko nie upaść i dogonić przeciwnika z piłką.

Pro Evolution Soccer 2016

Nie wszystko Japończykom wyszło w najnowszej odsłonie Pro Evolution Soccer. System cieszynek jest mocno ograniczony i choć początkowo daje trochę zabawy, to szybko zaczyna nudzić. Każdym graczem możemy wykonać ich zaledwie cztery i choć Ronaldo ma swoją słynną cieszynkę, a Totti robi selfie smartfonem, to ich zakres dla wielu innych zawodników jest podstawowy, choć w grze zawarto grubo ponad 100 różnych stylów celebracji gola. Drugi poważny zarzut można mieć do pracy sędziego. Najwyraźniej Japończycy wzorowali się na arbitrach z ligi hiszpańskiej, bo ci często popełniają najróżniejsze błędy, przyznając żółte kartki za byle dotknięcie przeciwnika, nie karząc za ciężkie faule jak wjechanie od tyłu w nogi przeciwnika.

Gra Pro Evolution Soccer 2016 to także cała masa innych trybów. Oprócz trybu kariery i wspomnianych wcześniej licencjonowanych turniejów, możemy stworzyć pod podstaw własnego gracza lub wcielić się w już istniejącego i grać wyłączenie nim. W „Become a Legend” jesteśmy zdani nie tylko na decyzje trenera, ale i całej reszty drużyny, choć strzelenie bramki po wypracowanej akcji daje niezłego kopa do kontynuowania zabawy lub gdy na stole leży akurat oferta z PSG czy Juventusu za grube miliony.

Nie mogło także zabraknąć nowej odsłony „myClub” czyli odpowiednika „Ultimate Team” z serii „FIFA”. Standardowo w online możemy bawić się w sezony, gdzie zaczynamy od najniższego, aby piąć się coraz wyżej, czy rozgrywać nie rankingowe mecze z innymi graczami. Możemy rozgrywać nawet spotkania 11 na 11, tylko ciężko jest skompletować aż 22 graczy do jednej zabawy.

Pro Evolution Soccer 2016 (5)

Konami w pełni korzysta z FOX Engine, szerzej znanego z gry Metal Gear Solid V: The Phantom Pain. Choć PES 2016 nie wygląda aż tak dobrze jak gra Hideo Kojimy, to i tak jest najładniejszą grą piłkarską w historii. Niestety twórcy w ogóle nie skorzystali z dobrodziejstwa technologii jeżeli chodzi o twarze piłkarzy. Ciężko jest nie rozpoznać nawet mniej znanych graczy, ale niektórzy jak np. Ter Stegen wyglądają po prostu źle. Wystarczy spojrzeć na tegorocznego ambasadora serii, aby zobaczyć na co stać ten silnik. Wirtualny Neymar wygląda doskonale, Konami pieczołowicie odwzorowało fryzurę czy tatuaże zawodnika. Aż żal patrzeć na niektóre potworki, gdy obok nich biega jakby żywcem wyjęty z telewizyjnej transmisji Brazylijczyk.

Miałem okazję pograć dłużej zarówno w „Pro Evolution Soccer 2016” jak i „FIFA 16” i ciężko jednoznacznie wskazać tegorocznego zwycięzcę. Samo to, że seria Konami zrównała się z grą od Kanadyjczyków, wskazuje że tym razem Japończycy wykonali kawał doskonałej roboty, naprawiając większość błędów z poprzednich części, usprawniając i uprzyjemniając zabawę. Gdyby tylko nie zabrakło kilku ważnych licencji i dużo wcześniej udostępniono by aktualizację składów, można byłoby mówić jako o grze niemal idealnej, od której ciężko będzie oderwać się przez najbliższy rok.

Ocena: 9/10

Plusy:

Doskonały gameplay

Masa licencji

Usprawniona gra bramkarzy

Dużo nowych animacji

Sztuczna inteligencja zawodników

Ulepszony silnik fizyczny

Nowe menu trybu kariery

Doskonała oprawa graficzna

Sporo pomniejszych zmian i poprawek względem poprzedniej edycji

Minusy:

Brak aktualizacji składów na premierę

Wciąż brak licencji na dwie czołowe europejskie ligi

Zła praca arbitra

Mała liczba stadionów

Brak kilku zespołów występujących w europejskich pucharach

Twarze niektórych zawodników wyglądają okropnie

[efsflexvideo type=”youtube” url=”https://www.youtube.com/watch?v=n7DMiA-k-es” allowfullscreen=”yes” widescreen=”yes” width=”420″ height=”315″/]

[interaction id=”55f6e51116f6b5870139884f”]

More from Radosław Krajewski

Czasowa ekskluzywność, czyli jak Microsoft uratował Tomb Raidera

Kiedy w czerwcu zeszłego roku media growe na całym świecie informowały o...
Read More