Brian Fargo spełnił swoje marzenia po 26 latach. Dzięki akcji Kickstarterowej na której zebrał prawie 3 mln dolarów, mógł rozpocząć pracę nad drugą częścią swojej kultowej gry. Chodź w międzyczasie świat otrzymał od innych twórców Fallouta (nad którym Fargo również pracował) czy serię Metro, zbyt mało jest gier osadzonych w postapokaliptycznym świecie, żeby przejść obojętnie obok „Wasteland 2”.
Zaraz po wydaniu wersji PC-towej, która została ciepło przyjęta zarówno przez dziennikarzy jak i graczy, inXile entertainment zaczęło dłubać przy wersji konsolowej. Staroszkolny RPG w rzucie izometrycznym z turową walką nie jest łatwy do przeniesienia na środowisko konsolowe, a co dopiero zachęcić graczy aby złapali za pada i zanurzyli się w świat opanowany przez zmutowaną florę i faunę, gdzie każdy łyk wody może być naszym ostatnim, a skażone radioaktywnym pyłem powietrze zatka nasze płuca. Nie ma co się na zapas martwić, bo „Wasteland 2: Director’s Cut” na padzie jest zaskakująco intuicyjny i grywalny. Już po kilku minutach będziemy żonglować zakładkami profilu naszej postaci czy wybierać potrzebne umiejętności podczas walki.
Fabuła rozpoczyna się od sugestywnej sceny pogrzebu, w których zarządca Strażników Pustkowi, organizacji stojącej za utrzymaniem porządku w zrujnowanej Arizonie, oraz nasza drużyna żegnają zmarłego w nagłych okolicznościach kolegę po fachu. Nasze postacie należy do żółtodziobów, którzy nie mieli jeszcze okazji sprawdzić się w warunkach bojowych, to przez problemy kadrowe organizacji, zostaje wysłana na swoją pierwszą misję. Wyruszamy więc w głąb pustkowia aby odkryć zagadkę tajemniczej śmierci poległego towarzysza, odnaleźć jego sprzęt, a przy okazji naprawić sieć odbiorników radiowych. Choć punkt wyjściowy produkcji wydaje się dosyć mocno zarysowany, to niełatwo będzie nam dążyć do poznania dalszych losów głównego zadania. Gdy tylko wyjdziemy poza bezpieczny obszar twierdzy Strażników, dostajemy powiadomienie, że kilka innych przyczółków potrzebuje naszej pomocy, bo w tej samej chwili zostały zaatakowane. Takich zadań odciągających nas od głównej historii w grze jest mnóstwo.
Zanim jednak zagłębimy się w postapokaliptyczny świat musimy stworzyć swoją drużynę. Możemy ją stworzyć od podstaw dokładnie planując na jakie cechy rozdysponować punkty czy które umiejętności wybrać, tak aby drużyna był jak najbardziej kompletna. Dla mniej cierpliwych graczy producent przygotował gotowe propozycje, które w zupełności wystarczą aby cieszyć się zabawą. Kreator postaci jest naprawdę wymagający i łatwo się zniechęcić od mnogości opcji, tym bardziej, że zdolności zdają się nie mieć za wiele wspólnego z cechami. Postać o niewielkiej sile może bez problemu wyważać drzwi, a strzelec korzystający z karabinu snajperskiego nie radzi sobie ze zwykłymi karabinami. Dlatego tworząc swoją drużynę najważniejsza jest różnorodność. Każda postać powinna mieć swoje unikatowe zdolności tak, aby nie doszło do sytuacji, że nie otworzymy nawet najprostszego zamku czy nikt z drużyny nie przekona bandytów do pokojowego rozwiązania problemu.
W kreatorze postaci widać już pierwsze objawy ubogiej oprawy graficznej. Nie możemy dowolnie zmodyfikować wyglądu naszej postaci, a z zalewie kilkunastu propozycji wybieramy głowę, tułów czy spodnie. Nawet ilość portretów do wyboru pozostawia spore uczucie niedosytu. Nie mamy bezpośredniego wpływu na to, jaką historię swojego życia skrywa stworzony przez nas bohater. Wiele musimy sobie wyobrazić sami, co oczywiście nie ma żadnego sensu, bo siłą rzeczy nie wniesie to nic do rozgrywki.
Gdy już trafimy do świata „Wasteland 2: Director’s Cut” czeka na nas nie tylko turowa i często wymagająca walka, w której każdy ruch powinien zostać zaplanowany ze stosownym wyprzedzeniem, ale także całe dobrodziejstwo skomplikowanego postapokaliptycznego świata. Choć zaczynamy jako żółtodziób, to należymy do przeważnie szanowanej organizacji, co niesie ze sobą najróżniejsze konsekwencje. Niektóre postacie nie będą chciały z nami rozmawiać, inne ograniczą się tylko do kilku zdań, żeby w innej wiosce zostać przywitany jak bohater. Ani razu w grze nie czuć, że działania bohaterów zależą do losów całego świata. Co najwyżej pojedynczych jednostek i miejsc, które możemy uratować, ale świat w grze istnieje samoistnie, nawet bez naszej ingerencji, co jest ogromnym plusem produkcji.
Na swojej drodze napotkamy zarządców różnych miejsc, kupców błąkających się po pustkowi, bandytów czyhających na nasz błąd czy przeróżne dziwne kulty jak atomowi mnisi, dla których kultem wierzeń jest bomba atomowa. Osoby grające w Fallouta poczują się tu jak w domu. Jednak nie samą tragedią gra żyje, bo twórcy znaleźli miejsce na komedie w czystej postaci. Niektóre postacie niezależne swoimi wypowiedziami potrafią doprowadzić gracza do łez, a wprawne oko znajdzie nawiązania do parodii najróżniejszych gier czy nawet kultu amerykańskiego snu.
Przemieszczanie się z jednego miejsca do drugiego nie jest tak oczywiste jak w innych klasycznych grach RPG. Tutaj podróżujemy po mapie świata, co wiąże się z różnymi zagrożeniami. Nadmierne promieniowanie czy odwodnienie (musimy regularnie odwiedzać oazy) to duże zagrożenia, więc nawet w na pozór zwykłej mapie musimy być bardzo ostrożni i rozsądnie wykorzystywać pozostałe zasoby do dalszej podróży.
Gdy już dojdzie do starcia zaczyna się najtrudniejsza część gry. Turowy charakter walk wymaga od nas taktycznego myślenia i w pełni wykorzystywania umiejętności naszej drużyny. Podczas walki najważniejsza jest ilość punktów akcji oraz szybkość bojowa każdego z naszych bohaterów. Ta pierwsza odpowiada za to, ile rzeczy możemy zrobić podczas jednej rundy daną postacią. Każdy ruch wykorzystuje punkty akcji, tak samo jak wykonanie ataku czy wykorzystanie którejś ze zdolności. Szybkość bojowa wpływa zaś na to, o ile pól może przemieścić się nasza postać podczas wykorzystania jednego punktu akcji. Jest to niezwykle ważna cecha dla postaci posługującej się bronią białą. Dla postaci strzelających ważna jest zarówno pozycja strzelecka jak i otoczenie. Nawet z najlepszej snajperki nie przebijemy ściany za którą ukrywa się przeciwnik. Dlatego już na początku każdego starcia powinniśmy w logiczny sposób rozmieścić naszych towarzyszy na polu bitwy.
Pomimo tego, że Brian Fargo i jego ekipa mieli rok na udoskonalenie edycji na konsole, gra nadal cierpi na mnogość błędów i glitchy. PC-towa edycja była mocno za to krytykowana i tym razem będzie podobnie. Co prawda po licznych patchach sytuacja jest o wiele lepsza, ale nadal to produkcja, która sprawia sporo problemów, lecz podczas swojej rozgrywki ani razu nie natrafiłem na żadnego krytycznego buga, który uniemożliwiłby mi dalszą zabawę.
Ale „Wasteland 2: Director’s Cut” to sporo różnych innych zmian w stosunku do poprzedniej edycji. W grze dodano nowe linie dialogowe oraz voice acting, który teraz brzmi o wiele lepiej niż rok temu. Głosy pasują do postaci i wszystko sprawia jeszcze lepsze wrażenie obcowania w postapokaliptycznym świecie. Zmieniono także sporo w cechach i zdolnościach naszych postaci w kreatorze, ale jak już wspomniałem wcześniej, nadal nie jest idealnie.
W końcu dochodzimy do oprawy graficznej. Naprawdę ciężko, żeby ktokolwiek padł na kolana z wrażenia, bo grafika jest przyzwoita, swoją warstwą artystyczną buduje klimat, ale zachwycać się nie ma czym. Już w kreatorze postaci, gdy nasz wzrok skupiony jest na modelu tylko jednej postaci, widać całą bolączkę nienajlepszej oprawy. Nieostre tekstury, pełne „ząbków” (brak wygładzania), a gdy wejdziemy do właściwej rozgrywki, bieda i mała szczegółowość świata, to nie to czego każdy by oczekiwał. Pomimo tego, że „Wasteland 2: Director’s Cut” został przeniesiony na Unity 5.0, ciężko odnieść wrażenie, że twórcy w pełni wykorzystali ten silnik. Tym bardziej, gdy chcemy oddalić kamerę, a okazuje się, że w połowie drogi do celu nagle następuje koniec. W wielu miejscach przydałoby się większe rozeznanie w terenie, a kamera w tym nie pomaga. Tak samo jak domyślne ustawienie wielkości czcionki tekstu (a w grze na każdym kroku jest go mnóstwo). Na szczęście wystarczy pogrzebać chwilę w opcjach, aby znaleźć stosowną opcję naprawiającą ten problem.
„Wasteland 2: Director’s Cut” może i nie przekona konsolowców do hardcorowych produkcji czerpiących pełnymi garściami z produkcji z lat 80. I 90., ale gra Briana Fargo to miła odskocznia od pełnego akcji „Wiedźmina 3” czy „Dragon Age: Inkwizycji”, gdzie główną bronią naszych bohaterów nie jest argument siły ale siła argumentu. Jeżeli nie mieliście wcześniej styczności z tego typu produkcji, pomimo skomplikowania i wysokiego progu wejścia, warto dać grze szanse. Nie zawiedziecie się, bo główny wątek jest świetny, na odkrycie wszystkich tajemnic świata będziecie musieli poświęcić ponad 100 pasjonujących godzin, a do tego wszystko w polskiej wersji. Pomimo ogromu tekstu gra została spolszczona, więc bariera językowa nie będzie przeszkodą.
Ocena: 8/10
Plusy:
- Fabuła
- Świat
- Mnogość misji
- Postapokaliptyczny klimat
- Taktyczna walka
- Sterowanie na padzie
Minusy:
- Grafika
- Mało czytelny kreator postaci
- Wciąż sporo błędów
- Zbyt wymagający dla początkujących